Ceremonia Kambo bez wątpienia może być doświadczeniem, które nie należy do najprzyjemniejszych i najłatwiejszych. Jednak decydujemy się na ten „trud”, aby później było nam łatwiej w życiu codziennym. Niemniej jednak „skala trudności” tego doświadczenia zależy od wielu czynników i mając tego świadomość, możemy sobie ten proces trochę ułatwić.
Na pewno istotnym czynnikiem jest dobre przygotowanie, doświadczenie czy poddanie się „prowadzeniu” oraz „zarządzanie” całym procesem przez osobę prowadzącą ceremonię, ale to osoba uczestnicząca w ceremonii, jej przygotowanie, jej wola, jej wewnętrzne decyzje, otwartość na pracę, ma największy wpływ na to, jak „trudny” będzie dla niej ten proces.
Ale zacznijmy od początku.
Przygotowanie do ceremonii jest kluczowe. Im lepiej się przygotujesz, tym nie tylko proces będzie łatwiejszy, ale również przyniesie więcej korzyści, bo dobre przygotowanie sprawi, że będzie można „popracować głębiej” i wykonać tzw. „grubszą robotę”.
Intencja nie jest co prawda konieczna, ale może zadziałać jako dodatkowy czynnik motywacyjny i dodający sił w trudniejszych momentach.
W trakcie samego procesu bardzo ważne są zarówno aspekty fizyczne, jak głęboki oddech, rozluźnienie ciała, utrzymywanie odpowiedniej pozycji (wyprostowany kręgosłup), „bycie w ciele” (w trudnych momentach miewamy tendencję do „uciekania” z ciała), jak i aspekty nie fizyczne, czyli np. nie stawianie oporu, pozwalanie, aby proces płynął. To, że stawiamy opór przejawia się m.in. w tym, że jest nam niedobrze i nie mamy problem, żeby zwymiotować. Jeśli nie ma w nas oporu, wszystko pięknie płynie. Można powiedzieć „raz-dwa i po sprawie”. Warto zwrócić uwagę, że ten opór nie jest na poziomie umysłu. Może nam się wydawać, że przecież chcemy, żeby „to” poszło, a nawet staramy się na siłę „pchać” proces do przodu (co również jest czynnikiem utrudniającym), ale opór masz (albo nie) w ciele. To jest decyzja wewnętrzna, nie pochodząca z umysłu (podczas, gdy „pchanie” pochodzi z umysłu). Najlepiej się rozluźnić i pozwolić, aby się działo.
Słuchanie osoby prowadzącej ceremonię, a właściwie stosowanie się do jej zaleceń, może być kolejnym czynnikiem, który ułatwi proces. Nie mówię tutaj o ślepym posłuszeństwie i oddaniu odpowiedzialności za siebie w obce ręce, ale o „wyjściu z umysłu” i przestawieniu się na czucie. Umysł może nam mówić i odradzać różne rzeczy z wielu względów i niekoniecznie będą to najwłaściwsze rady podczas tego doświadczenia. Jeśli jednak przestawisz się na czucie i odbieranie informacji z pola serca, łatwiej będzie Ci „rozpoznać” i zaufać temu, co właściwe.
Kolejna kwestia to właśnie nie oddawanie nikomu (ani niczemu) kontroli nad swoim ciałem. Twoje ciało to Twoja świątynia i żaden „nieproszony gość” nie ma tu więcej do powiedzenia, niż Ty (ale może się starać przekonać Cię, że jest inaczej 😊). Ważne więc, aby mieć świadomość, że w każdej chwili masz prawo wyprosić tego „intruza”, którego towarzystwa już sobie nie życzysz. I zawsze jesteś silniejsza/ silniejszy! Im bliżej siebie, bliżej światła, miłości i świadomości, którą jesteś, tym więcej mocy. I nie chodzi tutaj o walkę i udowadnianie kto jest silniejszy. Będąc w swojej mocy, nie musimy niczego udowadniać. Samo „bycie” często wystarcza, aby wszelkich nieproszonych gości „wymiotło”. To tak, jakby w pokoju nagle pojawił się postawny i nieustraszony mężczyzna, na którego widok większość „chuliganów” czmycha przez okno 😊
Ostatnie dwa czynniki to akceptacja i obserwacja. Dopiero, jeśli prawdziwie zaakceptujesz daną sytuację, możesz ją zmienić. I tak samo tutaj, akceptacja pozwala widzieć to, co jest takim, jakie jest. Obserwacja powoduje, że możemy „pracować na procesie” z pełną świadomością, a nie „nurkować w nim na główkę” i dać bezwiednie „ponieść się falom”. Jeśli widzisz, że płyniesz na kamień, możesz coś zrobić, aby go ominąć, ale jeśli wrzeszczysz z przerażeniem „o rany, zaraz się rozbiję!”, to jaki będzie efekt?
A przenosząc to na grunt ceremonii: „O Boże, jak mi niedobrze!”, „Zaraz zwymiotuję!” (😊), „Nie mam siły, nie dam już rady!”, „Już nie mogę!”, „Nie wytrzymam, musze się położyć!”. To świadczy o tym, że „zanurkowałaś/ zanurkowałeś na główkę”, zamiast obserwować.
W trakcie ceremonii łatwo oczywiście o tych radach zapomnieć. Jeśli jednak masz świadomość, że jest to coś, co pomoże Ci w procesie (nawet jeśli przez moment będzie trudniej – ale chyba lepiej, żeby minutę było trudniej niż męczyć się godzinę 😊), wtedy łatwiej i świadomiej przyjmiesz sugestie osoby prowadzącej, która niewątpliwie podczas całego procesu czuwa, nakierowuje, podpowiada i daje rady, które mają Ci pomóc.
Nie ma nic piękniejszego niż zobaczyć, jak to Wasze światło jaśnieje po ceremonii. Nie wiem dlaczego tak jest, ale jak to widzę, to wypełnia mnie niesamowita radość i nic na to nie poradzę. So be it! Niech tak będzie!